Antropolodzy XIX-wieczni, którzy w duchu ewolucjonizmu doszukiwali się prapoczątków i pierwotnych form wszelkich zjawisk kulturowych (w tym także religijnych) uważali, że zagadka śmierci stanowi fundament, doświadczenia religijnego. Według nich, nasz praprzodek - "dziki filozof" - zastanawiał się jaka jest różnica między ciałem żywym a umarłym? Jaka jest pozafizyczna przyczyna śmierci, skoro jedni na coś umierają a innym udaje się wyzdrowieć? Dlaczego zmarli ukazują nam się w snach i kim oni wtedy właściwie są? Wniosek był jeden. Każdy człowiek posiada ciało i duszę, która nie jest nierozłączna z ciałem. Wiara w owe duchy wiązała się z postawami lęku lub szacunku wobec tych istot, jako że zakładano, iż istoty te nie tylko mogą nam się przypatrywać, ale także przebywać wśród nas, a nawet wpływać na nasz los. Postawy wobec owych duchów, stały się zalążkiem religii.
Tajemnica śmierci jest też fundamentalnym zagadnieniem doktryny chrześcijańskiej. Dzień Wszystkich Świętych początkowo w chrześcijańskiej starożytności i wczesnym średniowieczu, obchodzony był ku czci świętych męczenników, podczas gdy dziś to uroczystość ku czci wszystkich zmarłych, którzy osiągnęli stan zbawienia. Termin tego święta nie był początkowo wszędzie jednaki. Istniały w tej kwestii różnice - można powiedzieć - regionalne, ale z reguły było to w okresie od kwietnia do czerwca - czyli wiosną a nie jesienią. Dopiero w VIII wieku pojawia się termin 1 listopada, prawdopodobnie dlatego, że u Anglosasów i Franków (także u Słowian), obchodzono w tym czasie uroczystości ku czci zmarłych. Ostatecznie ten termin zatwierdził w X wieku Jan XI, wprowadzając także do liturgii wigilię tego święta dziś już nie obchodzoną. Wówczas też dzięki benedyktynom i cystersom rozpowszechnia się dzień zaduszny - 2 listopada - początkowo jako dzień modlitw za dusze w czyśćcu a potem jako dzień modlitw za wszystkich zmarłych wiernych.
U zachodnich Słowian i u Bałtów w tym czasie odbywały się obrzędy zaduszne pod różnymi nazwami - m.in. słynne za sprawą literatury "dziady", których istotą była wiara w obcowanie żywych z umarłymi. Celem działań obrzędowych było uzyskanie przychylności tych drugich. Dusze należało ugościć miodem, jajami, kaszą, alkoholem. Wystrzegano się gwałtownych ruchów aby ich nie przestraszyć, unikano rzucania czymkolwiek, aby nie trafić przypadkiem w gościa "nie z tego świata", nie tkano i nie szyto aby nie przyszyć duszy, która powinna mieć swobodę powrotu w zaświaty.
Wiele z praktyk pogańskich przetrwało do niedawna. Jeszcze w XIX w. w wielu regionach (m.in. Łowickiem i Opoczyńskiem) zostawiano na grobach jedzenie dla dusz zmarłych, ze szczególną zaś estyma traktowano żebraków-dziadów (zbieżność nazwy obrzędu i synonimu żebraka nie jest tu przypadkowa), jako pośredników modlących się za dusze, ale i uznawano, że zmarli mogą się pojawiać wśród nas właśnie pod postacią żebraków - szczególnie tych widywanych pierwszy raz. Światło, które zapalamy, jest dziś symbolem naszej pamięci, oznacza też światłość wiekuistą, ale kiedyś uznawano, że oświetla drogę duchom, aby podążały we właściwym kierunku.
Od kilkunastu już lat funkcjonuje u nas Halloween - zwyczaj ściśle związany z maskaradą, który najbardziej rozpowszechniony jest w Stanach Zjednoczonych ale korzenie ma celtyckie czy szerzej północno-europejskie. Jako że geneza jest pogańska, odcięły się od tych zwyczajów kościoły rzymskokatolicki, prawosławny, protestanckie, ale i - co ciekawe - słowiańskie środowiska rodzimowiercze kultywujące tradycje "dziadów".
Reakcją na Halloween są tzw. Korowody Świętych organizowane w niektórych miastach przez wspólnoty parafialne. Zauważmy, że są to pochody o radosnym charakterze. Oznaczałoby to, że owej radości jakby wcześniej brakowało. Może też dlatego Halloween trafiło na tak podatny grunt. Wypada w tym miejscu podkreślić, że doktrynalnie nie ma powodu, aby Dzień Wszystkich Świętych był dniem ponurym i smutnym (a takim w istocie się stał). Wszyscy jesteśmy powołani do świętości. A zbawienie oznacza największe szczęście i ostateczne spełnienie dla każdego chrześcijanina. To dzień afirmacji świętości. Można go też interpretować jako dzień wszystkich patronów a zatem jako rodzaj wspólnych imienin. Zauważmy, że obowiązuje tego dnia biały kolor szat liturgicznych. Zaduszki - owszem - tego dnia powinniśmy modlić się za dusze zmarłych najbliższych. Trudno aby było nam wówczas specjalnie do śmiechu, szczególnie gdy jakiś bliski opuścił nas niedawno. Pewien problem polega jednak na tym, że to 1 listopada - Dzień Wszystkich Świętych - jest dniem wolnym, dlatego też wtedy spotykamy się w skupieniu, którego wymaga też od nas przestrzeń cmentarna. Nastąpiło więc swego rodzaju przesunięcie czasowe pewnych zwyczajów. Popularyzuje się świętość 31 października w trakcie "Korowodów Świętych", 1 listopada urządzamy Zaduszki, a co robimy w Zaduszki? - idziemy do pracy a niektórzy już porządkują groby, bo jest "po świętach".
Patrząc chłodnym okiem na ów dysonans między Halloween a formami spędzania Dnia Wszystkich Świętych przez katolików i innych chrześcijan, proponuję jednak spojrzeć na te dwa modele świętowania jak na dwie strony tego samego - w istocie - medalu. U źródeł całego kompleksu świąt przełomu października i listopada, tych tradycyjnych jak i tych nowych zwyczajów, czasem przeszczepionych z innych kręgów kulturowych, leży tajemnica śmierci, nad którą warto się czasem zadumać, byśmy byli lepsi dla innych i dla siebie samych.
Dzień Wszystkich Świętych warto też zinterpretować sięgając po terminy słabo kojarzone z dyskursem naukowym czy teologicznym, a mianowicie tęsknota i szacunek. Ta pierwsza nakazuje nam pochylać się nad grobami bliskich, z którymi było nam dobrze i których nam szczerze brakuje, z kolei szacunek sprawia, że zatrzymujemy się też przy mogiłach bohaterów, wieszczów, męczenników, patriotów, nieznanych żołnierzy. To z kolei staje się deklaracją typu tożsamościowego i wspólnotowego.
Materiał: Dr Damian Kasprzyk, Wydział Filozoficzno-Historyczny UŁ
Zdjęcia, film i redakcja: Centrum Komunikacji i PR UŁ