Wolne od prawa, czyli o magii świąt według starożytnych Rzymian

Uniwersyteckie nauczanie prawa rzymskiego robi czasem wizerunkowi Rzymian niedźwiedzią przysługę. Setki stron w podręcznikach, uroczyście brzmiące paremie prawnicze i tak wymowna (a tak niewiele wyjaśniająca) fraza „już w starożytnym Rzymie…!” kreują w głowach współczesnych wizję posągową i poważną. Tymczasem to tylko fragment tego dziedzictwa. Na bycie Rzymianinem składało się bowiem o wiele więcej niż tylko działalność w roli wybitnego prawnika i mówcy.

Starożytni Rzymianie, równie chętnie co prawu, oddawali się zabawom i świętowaniu, a spośród licznych świąt chyba najbardziej cenili sobie grudniowe Saturnalia obchodzone ku czci boga rolnictwa Saturna. Rzymianie, zanim stali się potęgą, długo byli społecznością rolniczą, a rysy tych początków pozostały dobrze widoczne nawet dla niewprawnego oka, również w przestrzeni prawa (dla przykładu: obrót tzw. res mancipi, czyli rzeczami stanowiącymi trzon majątku rodowego, wśród których wyróżniano przede wszystkim niewolników, zwierzęta juczne i pociągowe, czy grunty położone w Italii, był na gruncie prawa rzymskiego szczególnie regulowany; nie jest trudno zorientować się, że były to rzeczy wyjątkowej wartości właśnie w społeczeństwie rolniczym).

Chociaż wzmianki na temat Saturnaliów czynione są przez wielu autorów, żadne ze źródeł nie opisuje całego festiwalu. Wiadomo jednak, że ten świąteczny czas był wypełniony zarówno oficjalnymi, jak i domowymi obrzędami, oraz ucztami, podczas których – co często się podkreśla – cieszono się wyśmienitymi trunkami. Z tej okazji dekorowano również domy i wymieniano drobne prezenty, na przykład w postaci przysmaków, srebrnych drobiazgów, glinianych figurek, lub krótkich, dowcipnych wierszyków. Niektórzy dopatrują się więc w tym święcie źródeł bliższych nam dzisiaj tradycji.

Początkowo Saturnalia trwały jeden dzień, ale już od połowy I w. p.n.e. Rzymianie z przyjemnością przedłużali te uroczystości aż do tygodnia, od 17 do 23 grudnia. Podejmowano wprawdzie próby, by skrócić ten okres. Cesarz Oktawian August (63 p.n.e.-14 n.e.) chciał ograniczyć czas świętowania do trzech dni, by nie wstrzymywać pracy sądów (Makrobiusz, Saturnalia, 1,10,4). Czynności sądowych można było bowiem dokonywać tylko w czasie tzw. dies fasti, dni dozwolonych. Skrócenie okresu trwania Saturnaliów o kilka dni mogłoby być w dłuższej perspektywie zmianą całkiem znaczącą, ponieważ dni, w których sądy nie prowadziły działalności, w tym szczególnie dni świąteczne, zajmowały blisko 1/3 całego roku. Zdaje się jednak, że nie był to argument, który miał moc przekonać skore do zabaw rzymskie społeczeństwo, gdyż zwykle i tak świętowano przez tydzień.

W czasie świąt zawieszano zresztą nie tylko działalność sądów. Saturnalia były wolne od pracy i od obowiązków publicznych. Ustawała więc również działalność prawotwórcza. Nie odbywały się bowiem ani zgromadzenia ludowe, ani posiedzenia senatu. Nie był to też czas, w którym można było wypowiedzieć wojnę. Na chwilę przymykano także oko na już obowiązujące prawa i obyczaje. Na przykład gra w kości, chociaż na co dzień ścigana i karana na mocy surowych regulacji dotyczących gier hazardowych (tzw. leges aleariae sięgające czasów Plauta, czyli II w. p.n.e.), była jedną z głównych rozrywek w trakcie Saturnaliów. Grano jednak raczej na orzechy, a nie – na pieniądze. Hazardzistów zwykle ścigali edylowie kurulni, czyli urzędnicy zajmujący się nadzorowaniem porządku, studentom podchodzącym do egzaminu z prawa rzymskiego znani chyba najbardziej stąd, że zajmowali się rozstrzyganiem sporów targowych. W tych dniach, ku uciesze rozrywkowych Rzymian, edylowie jednak również odpoczywali od swoich obowiązków.

W kości grać mogli także niewolnicy, którym wręczano nawet na tę okazję trochę pieniędzy. Zresztą to właśnie oni stali w centrum Saturnaliów, ponieważ najważniejszym wydarzeniem tego święta była zamiana ról właścicieli i niewolników. Wszyscy wspólnie ucztowali, a niekiedy to nawet właściciele podawali do stołu. Różnice w statusie zanikały także dzięki zmianom w ubiorze. Obywatele rezygnowali z noszenia togi i, podobnie jak niewolnicy, przywdziewali tzw. pilleus, czyli stożkowatą czapkę wyzwoleńca, będącą w zwykłych dniach symbolem niedawno otrzymanej wolności. Saturnalia były także czasem wolności słowa. Niewolnicy mogli całkiem swobodnie krytykować swoich panów bez obawy przed karą, przynajmniej w trakcie świąt. Był to zresztą ciekawy motyw literacki. Na przykład poeta Horacy (ok. 65-8 r. p.n.e.), w dwóch satyrach rozgrywających się podczas Saturnaliów przedstawia niewolnika, który surowo beszta swojego pana (Sat. 2,3; 7). Na kilka dni zatarciu ulegał więc podział na wolnych i niewolników, będący, jak pisze Gajusz – prawnik z II w. n.e., zarazem najbardziej podstawowym i najważniejszym w ramach prawa dotyczącego osób (G. 1,9 summa divisio de iure personarum; przekaz ten zachował się również w Justyniańskich Digestach i Instytucjach: D. 1,5,3; I. 1,3 pr).

Saturnalia, które określa się często jako święto pojednania i wolności, były symbolicznym powrotem do „złotego” wieku powszechnej szczęśliwości, gdy królował Saturn, a między ludźmi panowała wolność i równość (przy okazji warto zauważyć, że stan ten jest uznawany za naturalny również na gruncie źródeł prawa rzymskiego; podkreślają one bowiem, że niewola to ludzki konstrukt, instytucja iuris gentium, czyli prawa narodów; G. 1,52; D. 1,1,4 Ulp; D. 1,5,4,1 Flor.; I. 1,3,2). W praktyce święto to było pewnie dobrym wentylem dla społecznych napięć. W trakcie tych kilku dni brano wolne od nużących obowiązków, sztywnej hierarchii społecznej, ale również od prawa. Czy więc można się dziwić, że poeta Katullus (I w. p.n.e.) określa ten czas jako „najlepsze z dni” (14,15)?

Tekst: dr Joanna Kulawiak-Cyrankowska